Problematyka związana z powszechnym, podmiotowym prawem człowieka do informacji, narodowymi procedurami udostępniania informacji, orzecznictwem sądów w tej dziedzinie oraz praktyką ochrony tego prawa, określana jest skrótem FOI lub FOIA. Skrót pochodzi od nazwy amerykańskiej ustawy (Freedom of Information Act) przyjętej na początku lat 60-tych XX-go stulecia. FOIA do dzisiaj służy jako wzorzec poprawnej, narodowej procedury udostępniania informacji.
Droga do przejrzystości
Wysoka jakość życia naszych skandynawskich sąsiadów, wyrażająca się w regularnym zajmowaniu miejsc w pierwszej dziesiątce światowej w rozlicznych rankingach (HDI, PKB, indeks atrakcyjności inwestycyjnej, itp.) jest m.in. następstwem powszechnego korzystania przez nich ze swojego prawa do informacji. To skutkuje transparentnością struktur i procesów oraz prowadzi do np. radykalnego obniżenia tzw. podatku korupcyjnego, wysokiego w naszej części Europy oraz stanowiącego istotną barierę rozwojową.
Również mentalność ludzi, wychowujących się w transparentnych społeczeństwach i państwach, jest inna, co może zauważyć nawet przeciętny obserwator. Na drogę, która doprowadziła ich do obecnego miejsca, pierwsi weszli Szwedzi, przyjmując pod koniec XVIII wieku ustawę „o prasie i dokumentach urzędowych”. Była to pierwsza w świecie procedura udostępniania każdemu Szwedowi należnej mu informacji. Ustawa zaczęła być stosowana i skutki społeczne rychło stały się widoczne. Zmieniała się władza i zmieniali się ludzie.
Szwedzi, gdy wchodzili na tą drogę, najprawdopodobniej nie uświadamiali sobie jeszcze, dokąd ona ich zaprowadzi. Jednak już w ówczesnych działaniach ustrojowych wyraźne jest ich pragnienie zorganizowania przyjaznego, wygodnego dla obywateli państwa. Dla rozwoju zdarzeń duże znaczenie miała postawa posiadających osobistą wolność szwedzkich chłopów, dotychczas chętnie poszukujących szczęścia w szeregach królewskiego zaciężnego żołdactwa. Być może była to ich reakcja na kres imperialnych mrzonek, których rezultatem były szwedzkie kości porozrzucane po niezliczonych polach bitewnych i spoczywające w mogiłach od zachodniej Nadrenii do wschodniego Naddnieprza. Odwrót od pragnień zdobycia wojennej sławy, bogactwa i awanturniczego życia gdzieś w Europie a skupienie się na wygodnym urządzaniu domu ojczystego stał się mentalnym fundamentem, na którym ustawa mogła się oprzeć.
Tu i teraz praw człowieka
Rzeczywistość, w której tkwimy, przynosi w dziedzinie praw człowieka ciągle nowe, interesujące zjawiska. Jednym z nich jest prawdziwy wysyp w ostatnich czasach różnego rodzaju zasad, regulaminów, kodeksów etycznych i tym podobnych regulacji. Jakość ich najczęściej jest niska, gdyż podejmowane są często pod określone potrzeby PR-owskie lub wręcz propagandowe. Czytając te współczesne wytwory umysłu, często dowiedzieć się z nich można, że prawa człowieka nie mają charakteru obiektywnego, to jest niezależnego od ludzkiej woli, powszechnego a więc dotyczącego wszystkich ludzi itp., itd. W mojej opinii autorów tych regulacji, których dla wygody nazwiemy dalej „wymyślaczami”, podzielić można na następujące grupy.
Prostaczków, a więc takich, którzy jeszcze nie słyszeli o tym, że ludzkość prawa człowieka już odkryła i że wiedza o nich jest dostępna. Ta grupa jest najbardziej naturalna i najłatwiej jej członkowie zdolni są do zmiany swoich zachowań. Wszyscy bowiem na czymś się nie znamy, jest to znacznie częstsze od wiedzy. Najpełniej wyraził to Sokrates, mówiąc z pokorą wobec swojej ludzkiej natury: „wiem, że nic nie wiem”. Okazy z tej grupy występują licznie przy wszelkich przedsięwzięciach regulacji czegokolwiek. Ze względu na cywilizacyjne prostactwo oraz naturalną naiwność są szczególnie chętnie wykorzystywani przez polityków, propagandzistów i manipulatorów.
Gorzej sprawa się ma z przedstawicielami drugiej grupy wymyślaczy. Należą do niej wcale liczni samorządowi feudałowie oraz ich akolici, którzy co prawda słyszeli o prawach człowieka ale uważają, że nie maja one obiektywnego charakteru i w związku z tym zależą one od woli tychże feudałów. Perswazja zmierzająca do zmiany ich zachowania najczęściej jest nieskuteczna, gdyż godzi w rozbuchane ego feudała. Uważa on, że jest boskim pomazańcem, z tym że akt pomazania zastąpiony został przez akt wyborczy.
Zostałem wybrany na włodarza, jak lubią ich nazywać przymilni dziennikarze, dlatego to ja określać będę zasady. Uniwersalne prawa człowieka to są w Strasburgu lub jakiejś tam Brukseli, ale nie tu w Pcimiu Dolnym. Ja ustanowię prawa mieszkańców Pcimia Dolnego. To, że różnią się one od znanych praw człowieka, nie ma znaczenia, podobnie jak to, że nie ma potrzeby w ich ustanawianiu. Włodarzem Pcimia Dolnego jestem, więc ja o tym decyduję. Korzystając z okazji ukształtuję je tak, aby mnie włodarzowi żadni postronni gapie do gabinetu nie zaglądali.
Nic więc dziwnego, że rozliczne zarządzenia wójtów, burmistrzów i prezydentów, jak również uchwały rad, pełne są rażących naruszeń konkretnych praw lub wolności człowieka. Stoi za tym również brak profesjonalizmu pracowników samorządowych, gdyż jak zauważył publicznie jeden z nich, dobrze znający swoje środowisko: „im gorzej ktoś radzi sobie z prawidłowym stosowaniem Kodeksu postępowania administracyjnego, tym gorętszym jest zwolennikiem przyjęcia kodeksu etycznego”.
Grupę trzecią wymyślaczy stanowią pospolici aroganci, przez lud polski charakteryzowani jako „głupi mędrkowie”, którzy za nic mają dotychczasowy dorobek ludzkości i sądzą, że to oni właśnie są współczesnymi Kopernikami, którzy spowodują przewrót w dziedzinie praw człowieka. Pomijają przy tym powszechnie znany fakt, że Kopernik zanim przewrót kopernikański spowodował, astronomiczny i filozoficzny dorobek ludzkości znakomicie znał i strawił lata całe na rozumnym spoglądaniu w niebo.
Ta grupa nie zadaje sobie trudu poznania Powszechnej Deklaracji Praw Człowieka, Konwencji o Ochronie Praw Człowieka i Podstawowych Wolności – potocznie zwanej europejską, orzecznictwa trybunału strasburskiego. Członkowie tej grupy zresztą aktywnie ze swoich praw człowieka nie korzystają (wolą znajomości), więc i okazji do poznania ich istoty i granic – nie mieli. Zapominają o tym, że Kopernik, Luter – to były byty pojedyncze i pojawiające się w historii dość rzadko, podobnie jak i w konsekwencji – wszelkie przewroty również.
Ciągle obficie i w liczbie mnogiej Kopernikowie, Napoleonowie, Aleksandrowie Wielcy, występują natomiast w zamkniętych placówkach medycznych. Przedstawicieli tej grupy licznie spotkać można wśród autorów regulaminów wspólnot mieszkaniowych, osiedli, spółdzielni mieszkaniowych, zasad i kodeksów etycznych stowarzyszeń.
Kolejną grupę wymyślaczy stanowią korporacyjni cynicy, którzy doskonale wiedzą, że swoimi wytworami naruszają prawa i wolności człowieka ale czynią to będąc przekonani przez swoich szefów, że owe naruszenia służą interesom korporacji zawodowej, firmy itp. Regulacje przez nich robione bardzo często charakteryzują się widoczną przenikliwością w omijaniu praw i wolności oraz niezłym prawniczym instrumentarium. Wiedzą oni również, że dzięki niechęci polskich funkcjonariuszy publicznych do wypełniania obowiązków, które na siebie wzięła RP, pozostaną bezkarni a przy tym sowicie wynagrodzeni.
Azjatyccy kuzyni
Niestety, Chińczycy lub Tybetańczycy w odróżnieniu od znajdujących się w komfortowym położeniu Europejczyków nie mogą liczyć na ochronę przepisami konwencji. Sygnatariuszami konwencji są państwa – członkowie Rady Europy. Prawa człowieka, ujawnione w Powszechnej Deklaracji Prawa Człowieka, istnieją niezależnie od woli ChRL. Chiny jednak deklarację podpisały, co oznacza przynajmniej deklaratywną wolę jej przestrzegania. Satrapowie chińscy to wiedzą i dlatego na ich zlecenie różni sprzedajni intelektualiści, a również i niektóre chińskie NGO-sy, rozwijają teorię tzw. azjatyckich praw człowieka. Uważają, że prawa z deklaracji to specyficznie europejski twór i nie ma on charakteru uniwersalnego.
Różnica między prawami człowieka ujawnionymi w deklaracji a np. tymi z tej azjatyckiej teorii wyraża się przykładowo w tym, że w deklaracji istnieje bezwzględny zakaz tortur, a w teorii azjatyckiej tego bezwzględnego zakazu nie ma. Najcelniejszy komentarz, jaki do tej pory czytałem, zrobił Łoziński. Zauważył on, że najwidoczniej autorzy owej koncepcji zakładają, iż „Azjatów boli inaczej”.
Oczywiście, celem tej koncepcji jest zanegowanie uniwersalnego, obiektywnego charakteru praw człowieka i doprowadzenie do sytuacji, w której np. Chiny ogłoszą swoje prawa człowieka, różniące się od dotychczas nam znanych. Cel manipulacji, robionych na zlecenie chińskich satrapów czy też domorosłych – polskich, jest identyczny. Jest to zamiana powszechnie znanych praw człowieka na takie prawa, które będą wygodne dla autorów tych manipulacji. Możliwości polskich wymyślaczy są mniejsze od chińskich, natomiast ich ambicje im dorównują.
Watchdog – a co to za pies?
Wytrwałym czytelnikom, którzy przebrnęli przez dotychczasowe rozważania, należy się krótka definicja watchdoga. Definicji różnych jest sporo a i watchdogi bywają psami stróżującymi w różnych sadach. Oczywiście watchdog powinien wiedzieć, jakiego prawa człowieka pilnuje. Watchdog pilnujący prawa człowieka do informacji (PI) to: „każdy, dla którego udokumentowane korzystanie ze swojego prawa do informacji jest celem”. Definicja powyższa pozwala wyróżnić wśród każdych, watchdogów PI. Wskazuje na specyficzny, właściwy tylko watchdogowi PI sposób działania oraz dobitnie przypomina, że watchdogiem jest każdy i jego uprawnienia nie różnią się od prawa każdego innego człowieka.
Zenon Michajłowski Lider stowarzyszenia IDEA 2000 z Nowej Soli, członek Stowarzyszenia Liderów Lokalnych Grup Obywatelskich
Artykuł został napisany w 2008 roku, przekopiowaliśmy go prawie w całości z portalu http://zielonagora.blogspot.com/2008/05/stre-wasnych-praw.html za zgodą autora
Chcesz, aby Twoje prawa były chronione, a politycy mądrze wydawali Twoje pieniądze?
Wspieraj nas lub włącz się w nasze działania
Komentarze 0
Dodaj komentarz