Co udało nam się osiągnąć dotychczas w zakresie jawności ?
Jednym z ważniejszych przedsięwzięć dotyczących przejrzystości sektora była akcja zatytułowana Bądź jawny. Wydaj raport roczny. Rzeczywiście zrewolucjonizowała ona myślenie. Wiele organizacji za oczywiste uważa publikowanie – obecnie najczęściej w Internecie – swoich rocznych sprawozdań finansowych i merytorycznych. Niestety, po latach okazuje się, że na liście priorytetów większości sektora, przejrzystość lokuje się dość daleko. Jednym z dowodów zaniechań w tej sprawie są strony domowe organizacji biorących niegdyś udział w akcji, na których ostatnia informacja o sprawozdaniu pochodzi sprzed kilku lat. Czasem są to organizacje pożytku publicznego i umieszczają dane w elektronicznej bazie przygotowanej przez Ministerstwo Pracy i Polityki Społecznej, jednak często na swojej stronie domowej nie informują już o miejscu ulokowania sprawozdania. Bez wcześniejszej wiedzy, że taka baza istnieje, nie będzie nam zatem łatwo dotrzeć do poszukiwanego dokumentu. Zresztą i tam niekoniecznie znajdziemy odpowiedź, bo sprawozdania za 2007 rok opublikowało niecałe 30% organizacji pożytku publicznego, choć formalnie, zgodnie z właściwą ustawą jest to ich obowiązek.
Tymczasem, w zasadzie niepisany standard postępowania w zakresie jawności wymaga podania składu władz, statutu i sprawozdań finansowych i merytorycznych. Co więcej, od początku 2002 roku obowiązuje nas też ustawa o dostępie do informacji publicznej, zgodnie z którą organizacje pozarządowe powinny prowadzić Biuletyny Informacji Publicznej. Nie robi tego prawie żadna. Dlaczego? Nie wiemy jak to zrobić zgodnie z prawem, nie mamy na to zasobów, jakoś o tym nie dyskutowaliśmy, przespaliśmy kwestię, nikt nas do tego nie przymusił. Z drugiej strony również administracja nie wywiązała się ze swoich zobowiązań i od ponad 6 lat nie przygotowała bezpłatnego oprogramowania do tworzenia Biuletynów, o którym mowa w ustawie. W końcu jednak temat został wywołany i trzeba z nim sobie poradzić. A jak się okazuje problemów technicznych jest wiele, a co gorsze wymogi Rozporządzenia Ministra Spraw Wewnętrznych i Administracji z dnia 18 stycznia 2007 roku w sprawie Biuletynu Informacji Publicznej narzucają warunki praktyczne niemożliwe do spełnienia dla organizacji pozarządowych. System jest skomplikowany, dla laików kosztowny – w zasadzie wymaga płacenia firmie zewnętrznej, która będzie sprawdzała codziennie loga serwerów i robiła kopie strony. Alternatywnie można do tego zatrudnić oddzielną osobę na stanowisku administratora – choć ta wcale nie miałaby tak wiele do roboty poza codziennym sprawdzaniem tego, czego wymaga Rozporządzenie. Dodatkowym problemem jest fakt, iż wiele organizacji nie ma dostępu do Internetu i pojęcia o tym do czego mógłby on im służyć. A formalnie są zobowiązane do prowadzenia BIPu bo realizują zadania publiczne, wcale niekoniecznie wykorzystując środki publiczne lub dysponują nimi rocznie w wysokości, którą musiałyby zapłacić specjalistom za prowadzenie publikatora. Stworzony system jest zdecydowanie niedopasowany do specyfiki sektora i niewątpliwie wymaga zmiany.
O czym mowa – o technice czy idei?
Niespełniane zobowiązania wynikającego z prawa to jeden problem, a to, czy w ogóle wiemy jaki jest sens tego prawa to druga sprawa. Bez zrozumienia czym jest jawność, nie będziemy tworzyć dobrych BIPów, nawet jeśli administracja stworzy idealne i przyjazne warunki techniczne. BIPy, zgodnie z pojawiającymi się tu i ówdzie krytycznymi głosami, staną się tylko jeszcze jednym uciążliwym obowiązkiem administracyjnym. Wydaje się bowiem, że istnieje sporo sposobów, w jaki obowiązek BIPów można zrealizować – chociażby dzięki zrobieniu oprogramowania na wzór bazy danych sprawozdań organizacji pożytku publicznego, gdzie mniej doświadczone w elektronicznym świecie organizacje, przy pomocy fachowców mogłyby poradzić sobie z zadaniem. To oczywiście tylko jedna z możliwych opcji rozwiązania problemu technicznego. Nie on jest tutaj jednak najważniejszy.
Istotą problemu jest jednak sprawa zupełnie inna – jak pisałam wcześniej – nie zawsze umiemy pokazać jako sektor, że można nam zaufać. Organizacje pozarządowe dysponują środkami publicznymi – są to pieniądze podatników przekazywane w różny sposób – w ramach mechanizmu 1%, ze środków europejskich – czyli podatnika Unii Europejskiej a więc także polskiego, ze środków budżetu państwa czy ze środków samorządowych. Często też otrzymujemy niepieniężne formy wsparcia – takie jak lokale gminne przyznawane na preferencyjnych warunkach – to także zasoby publiczne i zobowiązani jesteśmy do właściwego wykorzystania powierzonego mienia.
Historia z morałem
Rozważmy zatem pewien konkretny przypadek.
Firma „Otwarta Księga” wygrała lokal o powierzchni 50 m2 od gminy w konkursie. Płaci za niego cenę 50 zł za metr2, czyli w sumie 2500 zł miesięcznie. Firma prężnie się rozwija, zatrudnia 7 osób zajmujących się księgowaniem dokumentów. Codziennie do lokalu przychodzą klienci. Dochody firmy – mimo szybkiego rozwoju, wciąż nie pozwalają na zmianę lokalu. Zwłaszcza, że obecna cena wcale nie jest wysoka jak na tę okolicę. Lokal położony jest w centrum – wielu klientów korzysta z usług księgowych, bo jest to niekłopotliwe dla ich małych biznesów.
W stumetrowym lokalu na tym samym piętrze siedzibę ma Stowarzyszenie „Nasze Drogi”. Ze strony internetowej gminy, pracownicy firmy „Otwarta Księga” dowiedzieli się, że sąsiedzi płacą za lokal 18 zł za metr, czyli w sumie 1800 złotych. Księgowi czują, że coś jest nie w porządku. Rozumieliby taką różnicę w cenie, gdyby rzeczywiście widzieli jakąś aktywność i działanie na rzecz dobra publicznego. Jednak to, co obserwują nie napawa ich optymizmem. W lokalu na co dzień przebywa jedna osoba w stałych godzinach, co jakiś czas pojawia się kilka zmieniających się twarzy. Ktoś zobaczył przez półotwarte drzwi, że w pomieszczeniu piętrzą się pudła i paczki – tak jakby całe było zawalone książkami na sprzedaż. Codziennie przychodzi pracownik poczty, który odbiera wielki wór z paczkami – zapewne są to sprzedawane książki – myślą pracownicy „Otwartej Księgi”. Ktoś wpadł na pomysł, żeby zajrzeć na stronę internetową. No tak, podejrzenia potwierdziły się – Stowarzyszenie wydaje publikację z testami na prawo jazdy. Nie można sobie wyobrazić lepszego produktu do sprzedaży – pomyśleli pracownicy. Oprócz tego na stronie zobaczyli adres lokalu oraz dział nasi sponsorzy – a tam sporo firm z branży motoryzacyjnej.
Pracownicy „Otwartej księgi” poczuli się sfrustrowani. Na sprzedaży książek Stowarzyszenie „Nasze Drogi” zarabia pewnie pieniądze zbliżone do dochodów ich firmy. Dodatkowo, jako organizacja społeczna dostaje pieniądze na swoją działalność od sponsorów, których udaje jej się przekonać – zaiste nie wiadomo jakimi sztuczkami – że działalność jest warta wsparcia. Na dokładkę – koszty lokalu ma prawie żadne. To genialny przekręt.
Tymczasem prawda jest zupełnie inna. Stowarzyszenie „Nasze Drogi” zajmuje się bezpieczeństwem ruchu drogowego. Organizuje przedstawienia wypadków przy trasach szybkiego ruchu w długie weekendy, gdy ludzie pędzą na wakacje lub do domu bez opamiętania naciskając pedał gazu. Docierają do szkół w polskich wsiach, gdzie uczą dzieci jak uważać na drodze – rozdają za darmo światełka i opaski odblaskowe, przygotowali też grę komputerową pokazującą jak widzi kierowca. Dzieci są wstrząśnięte – uświadamiają sobie, że w ciemnościach, na nieoświetlonej drodze, osoba prowadząca samochód widzi pieszego w zupełnie ostatniej chwili. Niesamowite wrażenie robi też próba zatrzymania wirtualnego samochodu, gdy na ulicę wyskakuje rower lub przebiega dziecko. Organizacja tworzy mapę najniebezpieczniejszych miejsc na terenach wiejskich i namawia władze gminne na finansowanie pracy strażników ruchu – osób które przeprowadzają dzieci przez ulice do szkoły i z powrotem.
Stowarzyszenie realizuje swoje działania statutowe dzięki sponsorom prywatnym i dochodom z działalności gospodarczej. Kilka razy próbowano napisać jakiś wniosek o środki publiczne, ale kosztowało to mnóstwo wysiłku, a rezultaty były marne – władze organizacji uznały zatem, że szkoda energii na zajmowanie się biurokracją – lepiej skupić się na celach statutowych. W stowarzyszeniu na stałe pracuje tylko jedna osoba – jej zadaniem jest organizowanie spotkań w szkołach i wysyłanie sprzedawanych książek. Reszta osób, a jest ich w sumie około 30, jeździ po całej Polsce zajmując się szkoleniami i dokonując wizji lokalnych niebezpiecznych miejsc. Od trzech lat żadna z tych osób nie była na porządnym urlopie – bo albo jest szkoła i wtedy działa się na rzecz uczniów, albo jest weekend czy wakacje, a wtedy niebezpieczeństwo na drodze wzrasta i trzeba organizować akcje ostrzegawcze.
A zatem, jak w przypadku wielu organizacji, realizacja misji odbywa się z wielkim poświęceniem własnego czasu, pieniędzy i energii. Stowarzyszenie realizuje zadania, które entuzjastycznie poparliby wszyscy pracownicy firmy „Otwarta Księga”. Ale… no właśnie – ale bez informacji o działaniach organizacji niestety wrażenie jest zupełnie inne. Być może sąsiedzi mogliby po prostu zapytać – ale tego nie zrobili, bo już sobie wyrobili osąd. Mogli tym samym stracić zaufanie nie tylko do Stowarzyszenia „Nasze Drogi”, ale do wszystkich społeczników – uznając że dużo mówią, a tak na prawdę chodzi o inny sposób na zarabianie pieniędzy niż konkurowanie na wolnym rynku. W najgorszym wypadku mogli poczuć się na tyle zdemoralizowani, żeby nauczyć się działać podobnie. A wystarczyłoby, żeby na stronie organizacji znalazło się kilka podstawowych informacji – o jej misji, celach i faktycznie prowadzonych działaniach i wydatkowanych środkach. Co z tego, że te środki nie mają pochodzenia publicznego? Przecież nie chodzi tylko o administracyjny obowiązek, ale o wiarygodność. A już sam fakt wykorzystywania lokalu pochodzącego z zasobów komunalnych, powoduje baczniejsze przyglądanie się działaniom organizacji. Pracownicy „Otwartej Księgi”, którzy na co dzień widzą jakie są koszty prowadzenia interesów, mogliby łatwo policzyć, ile kosztuje średnio jedno szkolenie i wyobrazić sobie ile w tej sytuacji kosztują dojazdy i wynagrodzenia osób. Zobaczyliby zapewne, że za niewielkie środki realizowany jest projekt o ogromnym zasięgu. Ale oni się tego nie dowiedzą. Raczej się zniechęcą i odwrócą plecami. Być może już nigdy nie wezmą udziału akcji charytatywnej. A Stowarzyszenie „Nasze Drogi” będzie dla nich symbolem przekrętu, o którym opowiedzą jeszcze kilkorgu znajomym.
To czego nie podamy do publicznej wiadomości, szkodzi
Jakie z tego wszystkiego wnioski na przyszłość? Brak jawności – niekoniecznie wynikający z celowego ukrywania informacji – ale często z lekceważenia jej siły, może przynieść negatywne konsekwencje w wielu obszarach. W najlepszym wypadku zaszkodzi tylko tym, którzy informacji nie podają. W gorszym – zbuduje lub raczej wesprze negatywny stereotyp zbudowany przez opisywane w prasie co jakiś czas skandale. W najgorszym – obniży i tak już niski w Polsce poziom zaufania do instytucji. Spowoduje społeczną apatię i wypłukiwanie kapitału społecznego.
Opisana historia nie pokazuje nam wszystkich negatywnych konsekwencji tajności. Jest ich znacznie więcej i w różnych przypadkach, możliwe są najprzeróżniejsze scenariusze. Ważne jest jednak co innego – nie ujawnianie informacji szkodzi. Zwłaszcza w dzisiejszym społeczeństwie opartym na wiedzy. W społeczeństwie, w którym łatwo „sprawdzić” w zasadzie każdego. A im trudniej to zrobić, tym bardziej sprawa wydaje się podejrzana. W tym wszystkim Biuletyn Informacji Publicznej jest sprawą drugorzędną – zaledwie środkiem technicznym zwiększającym jawność działania organizacji. Wymaganym przez prawo, ale nie egzekwowanym w żaden sposób przez administrację, która musiałaby się przyznać do swoich zaniedbań, gdyby zechciała to zrobić. Jeśli sami się sprawa nie zainteresujemy, to być może w kwestii BIPów przez kolejne lata nic się nie wydarzy. Tymczasem jawność działania to zobowiązanie, które organizacje pozarządowe podejmują wobec społeczeństwa, a nie wobec administracji. I dlatego mamy moralny obowiązek wykorzystać dyskusję wokół BIPów do podjęcia kolejnej poważnych dyskusji o jawności. My budujemy kapitał społeczny nie tylko przez swoje działania na rzecz innych, ale przede wszystkim przez wzmacnianie poziomu zaufania społecznego. Zadbajmy zatem aby ono nie zniknęło.
Chcesz, aby Twoje prawa były chronione, a politycy mądrze wydawali Twoje pieniądze?
Wspieraj nas lub włącz się w nasze działania
Komentarze 0
Dodaj komentarz