Konstytucja Rzeczypospolitej Polskiej z 1997 roku w art. 61 ust. 1 stanowi, że obywatel ma prawo do uzyskiwania informacji o działalności organów władzy publicznej. W związku z tym, a szczególnie z faktem umieszczenia prawa do informacji publicznej w rozdziale Wolności i prawa polityczne, jest oczywiste, że dostęp do informacji stanowi warunek realizacji wielu praw obywatelskich.
Od polskiego rządu i parlamentarzystów należało zatem oczekiwać, że Polska wypełni ratyfikowane umowy międzynarodowe i parlament uchwali odpowiednie prawo.
W orzecznictwie sądów administracyjnych wyrażono pogląd, że informacją publiczną jest każda wiadomość wytworzona lub posiadana przez władzę publiczną. Innymi słowy, będzie nią treść dokumentów bezpośrednio wytworzonych przez władzę publiczną, jak i te, których władza publiczna używa przy realizacji przewidzianych prawem zadań, nawet gdy nie pochodzą wprost od niej. Informacja może przybierać różne formy, może występować w formie ustnej lub też przybierać postać utrwalonego opisu rzeczywistości, czyli dokumentu. Reasumując powyższe rozważania, stwierdzić należy, że „informacją publiczną” jest informacja ustna, jak i pisemna, dotycząca określonej kategorii spraw. Należy przy tym podkreślić, iż informacja publiczna dotyczy wyłącznie sfery faktów.
Obywatel pytając ustnie lub składając pisemny wniosek o udostępnienie informacji publicznej – według niego – może oczekiwać, że władza udostępni mu prawdziwą informację publiczną i to w pełnym zakresie. Ale niestety tak nie jest. Dariusz Stachurski, sędzia Sądu Rejonowego dla Krakowa-Śródmieścia Wydział II Karny wykazał niedoskonałość polskiego prawa. Sędzia ten w dniu 17 lutego 2011 r. w sprawie o sygn. akt II Kp 2/11/S wyraził następujące stanowisko: Należy ponadto wskazać, w związku z zarzutami skarżącego, iż przepis art. 23 ustawy o dostępie do informacji publicznej penalizuje jedynie nieudostępnienie informacji publicznej. Nie można znamion przestępstwa, stypizowanych w przepisie, interpretować rozszerzająco. Ponadto należy sprawcy wykazać zamiar, iż chciał popełnić czyn zabroniony albo przewidując taką możliwość godził się na to. Uzupełniająco należy podnieść, iż skarżący, jak się wydaje, nie kwestionuje tego, iż udzielono mu informacji publicznej, ale nieprawdziwej. Brak jest ponadto jakichkolwiek dowodów wskazujących na to, aby udaremniono skarżącemu zapoznanie się z informacją publiczną.
Przepis, który Sąd uznał, że nie został naruszony, brzmi: Kto, wbrew ciążącemu na nim obowiązkowi, nie udostępnia informacji publicznej, podlega grzywnie, karze ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do roku /art. 23 ustawy z dnia 6 września 2001 r. o dostępie do informacji publicznej (Dz. U. Nr 112, poz. 1198, z późn. zm.)/.
Z zaistniałego stanu rzeczy wynika, że w myśl uchwalonego przez polski parlament prawa, władza publiczna w odpowiedzi na wniosek obywatela może pisać co tylko chce, może nawet kłamać, byleby tylko obywatel dostał kartkę papieru zatytułowaną np. odpowiedź na wniosek o udostępnienie informacji publicznej. Na władzy publicznej bowiem parlament nałożył wyłącznie obowiązek udzielenia odpowiedzi na wniosek, bez znaczenia, co ta odpowiedź zawiera.
To orzeczenie sądu zapadło w związku z udostępnieniem przez Aleksandra Palczewskiego, Małopolskiego Kuratora Oświaty i podległych mu urzędników, nieprawdziwych informacji publicznych, a także nieudzielaniem odpowiedzi na wszystkie zadane pytania i nieudostepnieniem wszystkich żądanych kopii dokumentów.
Przedstawione okoliczności jednoznacznie wskazują, że żyjemy w państwie, w którym urzędnicy mogą bezkarnie udzielać nieprawdziwych informacji publicznych i nie odpowiadać na zadane pytania, a także nie udostępniać żądanych kopii dokumentów. W tym momencie wypada tylko zadać pytanie: Do czego potrzebne jest obywatelowi prawo do uzyskania informacji bez gwarancji, że otrzyma informację prawdziwą lub niepełną? Jak się okazuje, polska władza publiczna może bezkarnie kłamać i tak też czyni. I nawet jest z tego dumna. Jednym z gadżetów polskiej prezydencji w Unii Europejskiej mają być kolorowe bączki. Jak wiadomo bączek się kręci, tak samo „kręci” polska władza publiczna odpowiadając obywatelowi na zadane jej pytania dotyczące spraw publicznych.
Europejski Trybunał Praw Człowieka w wyroku z dnia 14 kwietnia 2009 r. zapadłym w sprawie dotyczącej dostępu do informacji publicznej na gruncie art. 10 Europejskiej Konwencji Praw Człowieka (TASZ przeciwko Węgrom, nr 37374/05), wyraźnie stwierdził: interes publiczny jest nadrzędną wartością nad ochroną prawa do prywatności, a prawo dostępu do informacji publicznej jest kluczowe w demokratycznym państwie prawnym.
Mając na uwadze to orzeczenie Trybunału Praw Człowieka, przedstawiony stan faktyczny (dokumenty źródłowe znajdują się poniżej) i stanowisko Sądu Rejonowego dla Krakowa-Śródmieścia, można z całą stanowczością stwierdzić, że Rzeczypospolita Polska nie jest demokratycznym państwem prawnym i nie wypełnia postanowień ratyfikowanych umów międzynarodowych.
________________________________
Dokumenty sprawy, która stała się podstawą do napisania powyższego artykułu:
Zawiadomienie o podejrzeniu popełnienia przestępstwa nr 1
Zawiadomienie o podejrzeniu popełnienia przestęstwa nr 2
Wnioski i odpowiedzi, które stały się podstawą zawiadomienia:
Wniosek sprawdzający prawdziwość udostępnionej informacji
Postanowienie prokuratury o umorzeniu dochodzenia (obie sprawy zostały połączone)
Zażalenie na postanowienie o umorzeniu
Pismo w sprawie braku zawiadomienia o podejrzeniu popełnienia przestępstwa w aktach
Postanowienie z dniu 17 lutego 2011 r. w sprawie o sygn. akt II Kp 2/11/S
Chcesz, aby Twoje prawa były chronione, a politycy mądrze wydawali Twoje pieniądze?
Wspieraj nas lub włącz się w nasze działania
Komentarze 0
Dodaj komentarz