Logo Logo Menu
Zamknij

Dokumenty afery solnej ujrzały światło dzienne, super! Szokuje komentarz eksperta.

Na stronie czytamy, że to czym się rzeczona firma zajmuje jest „Zwiększenie świadomości prawnej w zakresie prawa do informacji publicznej. Podejmowane przedsięwzięcia mają na celu popularyzację wiedzy na temat prawa do informacji publicznej, oraz przygotowanie i dostarczenie gotowych instrumentów pozwalających osobom zainteresowanym praktyczną realizację prawa do informacji publicznej.”

Błagamy, nie zwiększajcie już świadomości! Kilka słów zapowiedzi zawartych w wywiadzie wystarczy. 

dr Piotr Sitniewski: „Dlaczego urzędnicy chowają jawne dokumenty głęboko do szafy? Za 10 lat internet wszystko załatwi”

My byśmy zapytali: Dlaczego nie teraz? Internet wydaje się być dosyć popularny w Polsce.

dr Piotr Sitniewski: „Boję się tylko, że teraz po każdej, głośnej kontroli wszyscy rzucą się do urzędu i będą żądać raportów, list.” 

Dziennikarz: „Co w tym złego, że ludzie chcą wiedzieć? Na tym polega jawne i przejrzyste państwo. Przecież w aferze solnej chodziło o nasze zdrowie.”

dr Piotr Sitniewski: „Ludzie zasypią sanepid setkami wniosków o listę, to cała grupa osób będzie się przez ileś dni zajmowała tylko odpisywaniem na te wnioski.”

Dziennikarz: „Ale to żadne argumenty. W dobie internetu wystarczy listę wrzucić na stronę i żadnego paraliżu nie będzie. Tak robi np. UOKiK, który w internecie publikuje nazwy kontrolowanych firm, swoje decyzje. Zaś NIK od lat wrzuca do internetu całe raporty. Czyli, jak się chce, to można. Problemem są sami urzędnicy, którzy nadal traktują obywatela jak intruza. „Metro” na listę czekało aż 10 miesięcy. Czy tak ma wyglądać jawność?”

dr Piotr Sitniewski: „Nie zakładam jednak złej woli urzędników. To, że czekaliście na listę 10 miesięcy, nie musi oznaczać, że ktoś chciał was przetrzymać, aż sprawa ucichnie. To raczej wynika z braku poczucia bezpieczeństwa urzędników.”

Dziennikarz: „Boją się podejmować decyzji? Mieli 14 dni na odpowiedź. Po co było marnować czas sądu?”

dr Piotr Sitniewski: „Ja im nie się dziwię. Za złą decyzję mogą ponieść konsekwencje służbowe, a za ujawnienie czyichś danych mogą mieć proces. Przecież na liście są nazwy i adresy firm. A każde przedsiębiorstwo ma prawo do ochrony swojego wizerunku i dobrego imienia. Dlatego, jeśli urzędnik nie wie, co zrobić, to woli odmówić i czekać na wyrok sądu. A jak sąd coś nakaże, to znika odpowiedzialność.”

Dziennikarz: „To kolejny dowód, że problemem są urzędnicy. Kiedy wszystko będzie w internecie i urzędnik przestanie się bać obywatela?”

dr Piotr Sitniewski: „Liczę, że dojdziemy do tego za 10 lat. Te zmianę wymusi rewolucja cyfrowa, którą narzuci odgórnie urzędom rząd.”

My: Litości! A BIP? Co i jak rząd ma narzucić? Używanie internetu?

Ze strony jawnosc.pl „Przeprowadzamy na zlecenie szkolenia z zakresu dostępu do informacji publicznej skierowane do urzedów administracji publicznej.”

Komentarz dodajcie sobie Państwo sami. A oto link do całego artykułu: http://metromsn.gazeta.pl/Portfel/2029020,126512,13354175.html

Chcesz, aby Twoje prawa były chronione, a politycy mądrze wydawali Twoje pieniądze?

Wspieraj nas lub włącz się w nasze działania

Komentarze 0

Dodaj komentarz

Przed wysłaniem komentarza przeczytaj "Zasady dodawania i publikowania komentarzy".

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.