Logo Logo Menu
Zamknij

O tym jak politycy zagrali ludziom na nosie

Prezydent RP zdecydował się podpisać ustawę pomimo obaw, że jest ona przyjęta niezgodnie z Konstytucją. Jak deklarował w mediach – nie usłyszał głosów znanych konstytucjonalistów, którzy wskazywaliby na niekonstytucyjność przyjęcia ustawy. Można by pomyśleć, że zapewne sprawę dokładnie zbadał – wiemy o kilku wnioskach o informację, które wpłynęły do Kancelarii Prezydenta RP dotyczących tego, jakie opinie zamówił Pan Prezydent. My na swój wniosek nie otrzymaliśmy odpowiedzi, ale przedstawiciele mediów – potraktowani jak widać priorytetowo – twierdzą, iż otrzymali informację, że żadnych opinii nie było. Pewnie dlatego Pan Prezydent nie usłyszał głosów i mógł spokojnie uznać, że ustawę można podpisać. 

Po ogłoszeniu w Dzienniku Ustaw, Pan Prezydent miał natychmiast przekazać ustawę do zbadania przez Trybunał Konstytucyjny. Tu też myliłby się ten, kto sądzi, że tym samym Prezydent będzie bronił prawa człowieka do informacji. Otóż wedle wszelkich znaków, zapyta Trybunał Konstytucyjny wyłącznie o to, czy zgodne z Konstytucją było wprowadzenie przez Senat przepisów wcześniej odrzuconych przez Sejm. Oczywiście może to się to sprowadzić do tego samego wyniku, ale jednak dla obywateli zupełnie inne znaczenie miałoby powiedzenie przez Trybunał Konstytucyjny, że nie można ograniczać prawa do informacji w sposób pozbawiony wszelkiej kontroli.

Również kwestia przekazania do Trybunału Konstytucyjnego jest niepewna, bo choć media podały, że Pan Prezydent już to zrobił, to nie potwierdzają tego oficjalne informacje na stronie Prezydenta (stan na 2 października 2011) ani na stronie Trybunału Konstytucyjnego (stan na 30 września 2011 roku).

W całej tej sprawie jest jeszcze jedna niepewna kwestia, czyli tak zwana wielomilionowa kara za niewdrożenie przez Polskę dyrektywy o ponownym wykorzystywaniu informacji publicznej. To oficjalny powód dla którego Prezydent nie mógł za bardzo ustawie się przyglądać, tylko podpisał ją aby uratować Polskę.  A oto co przesłał nam jeden z czytelników na temat procedur postępowania z podobnymi sprawami w instytucjach unijnych. Informacja ta opisana jest w ogólnodostępnej publikacji: Komisja Europejska wszczyna postepowanie o naruszenie prawa unijnego przeciwko państwu za niepowiadamianie Komisji o przepisach podjętych dla włączenia dyrektyw do prawa krajowego, za niestosowanie lub nieprawidłowe stosowanie prawa unijnego, najczęściej w związku z Jednolitym Rynkiem Europejskim i sprawami przemysłu, pośrednimi podatkami, rolnictwem, handlem oraz ochrona konsumentów i środowiska naturalnego. Zanim jednak podejmie jakiekolwiek działania, Komisja winna pisemnie uprzedzić dane państwo, że narusza prawo unijne. Jeśli dane państwo nie zareaguje /tzn. nie wyjaśni przekonywująco o braku takiego naruszenia lub nie podejmie działań na rzecz zaprzestania takiego stanu/, to Komisja wszczyna postepowanie formalne. Jeśli w tym postepowaniu potwierdzi się naruszenie prawa unijnego, Komisja przesyła swoja umotywowana opinie danemu państwu /czyli jego rządowi/. Jeśli dane państwo nie zastosuje się do stanowiska Komisji w określonym przez nią terminie /zazwyczaj do 2 miesięcy/, to Komisja może skierować sprawę do Europejskiego Trybunału Sprawiedliwości. Przeciętnie rocznie Komisja wysyła ok. 1000 listów uprzedzających, ok. 300 umotywowanych opinii i 50-100 wniosków do Europejskiego Trybunału Sprawiedliwości. Po wyroku Trybunału stwierdzającego naruszenie prawa Unii przez dane państwo, Komisja Europejska wyznacza temu państwu termin, w jakim winno ono zastosować się do wyroku Europejskiego Trybunału Sprawiedliwości. Jeśli państwo tego nie uczyni, Komisja Europejska ma prawo wnioskować do tegoż Trybunału o ukaranie danego państwa kara pieniężna.

A zatem ta groźna kara pieniężna, która kazała Strażnikowi Konstytucji podpisać ustawę, co do której można było mieć poważne obawy czy jest konstytucyjna, również jest mocno niepewna. Oczywiście patrząc na to, jak przebiegały dotychczasowe prace nad ustawą na etapie rządowym faktycznie można się obawiać, czy udałoby się kary uniknąć. Nie zmienia to faktu, że na razie Polska została jedynie oskarżona o niewdrożenie dyrektywy o ponownym wykorzystywaniu informacji publicznej. Przed nami był jeszcze etap stwierdzenia, że tak jest faktycznie, wyznaczenie przez Komisję Europejską kolejnego terminu wdrożenia dyrektywy i dopiero wtedy sprawa o wyznaczenie kary – jeśli byśmy nie zastosowali się do wyroku i terminu. To nie była kwestia dwóch tygodni, ale zapewne kilku lat. Prezydent powinien był to sprawdzić. Powinien też to wiedzieć. Ale w sumie wszystko jedno – powierzamy komuś najwyższy urząd, żeby podejmując taką decyzję brał pod uwagę wszystkie okoliczności.

I jak się teraz czujecie? Nabici w butelkę? Politycy osiągnęli co chcieli – przepchnęli kiepską ustawę, ograniczyli nam dostęp do informacji i jeszcze opowiadają, że to my obywatele nic nie rozumiemy.

To już naprawdę najwyższy czas, żebyśmy rozliczali ich z każdego słowa i czynu – zróbmy to dla własnego dobra. My obywatele będziemy uczyć się tego przez kilka lat, ale jeśli teraz nie zaczniemy kontrolować władz i korzystać z prawa do informacji, to niedługo okaże się, że nie mamy żadnego wpływu na rzeczywistość. To naszym obowiązkiem jest informować innych – uświadamiać naszych znajomych i rodziny, bo strategie podejmowane przez polityków są skuteczne. Zapytajcie swoich bliskich co zrozumieli z szumu medialnego wokół nowelizacji ustawy o dostępie do informacji. Zapewne dowiecie się, że Pan Prezydent musiał ustawę podpisać bo groziła Polsce kara i, że przecież skierował ją do Trybunału Konstytucyjnego…

 

 

Chcesz, aby Twoje prawa były chronione, a politycy mądrze wydawali Twoje pieniądze?

Wspieraj nas lub włącz się w nasze działania

Komentarze 0

Dodaj komentarz

Przed wysłaniem komentarza przeczytaj "Zasady dodawania i publikowania komentarzy".

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.