Co się stało w ostatnich latach z Sądem Najwyższym? Czy można dobrze wyrokować, a źle administrować? Sąd Najwyższy jest autorytetem orzeczniczym. Jeszcze 3 lata temu, dzięki jego projawnościowemu wyrokowi dotyczącemu udostępniania pełnej informacji: z kim, na jaką kwotę i na co zawierają umowy instytucje publiczne, do działania ruszyła cała rzesza aktywnych obywatelek i obywateli w Polsce. A już dwa lata później sądowe kierownictwo jest gotowe poruszyć niebo i ziemię, by nie musieć udostępniać informacji o tym, co dokładnie robi. Kto ma teraz budować autorytet państwa?
Sąd Najwyższy – Izba Administracyjna, Pracy i Ubezpieczeń Społecznych w wyroku z 1 czerwca 2000 r., sygn. akt III RN 64/00 uznał, iż
„Podobnie jak odmowa udzielenia informacji, także odmowa udostępnienia prasie akt urzędowych może nastąpić jedynie ze względu na ochronę tajemnicy państwowej i służbowej oraz innej tajemnicy chronionej ustawą (…) W interesie Rzeczypospolitej Polskiej leży bowiem gwarantowanie prasie jak najszerszego dostępu do informacji, będących w posiadaniu organów i instytucji publicznych, rozumianego jako prawo do uzyskania informacji nie tylko w formie przekazu ustnego, pisemnego czy w innej postaci od zobowiązanego organu, lecz także poprzez wgląd do akt powstałych w rezultacie jego działalności. Natomiast wszelkie ustawowe ograniczenia wolności prasy, w tym prawa do informacji, nie mogą być interpretowane rozszerzająco, bowiem narusza to także prawo obywateli do rzetelnej informacji i zasadę jawności życia publicznego”.
Bez wątpienia wyrok ten można zaliczyć do projawnościowych. Warto przy tym zauważyć, że w czasie wyrokowania nie obowiązywała jeszcze ustawa o dostępie do informacji publicznej.
Po upływie 12 lat, SN w orzecznictwie utrzymuje tendencję projawnościową, czego wyrazem jest wyrok z dnia 8 listopada 2012 r., sygn. akt 192/12 (pisaliśmy o tej sprawie Co się wydarzyło w Sądzie Najwyższym i dlaczego to jest ważne!). SN zgodził się ze stanowiskiem sądu drugiej instancji, który nakazał udostępnić wnioskodawcy cztery umowy cywilnoprawne, które zawarło miasto. Wątpliwość, którą zajmował się Sąd Najwyższy, dotyczyła tego, czy należy ujawniać imiona i nazwiska osób, z którymi gmina zawarła umowy cywilnoprawne. W przytoczonym wyroku Sąd Najwyższy wskazał, że:
„dla osoby żądającej dostępu do informacji publicznej, związanej z zawieraniem umów cywilnoprawnych przez jednostkę samorządu terytorialnego, imiona i nazwiska stron takich umów są często ważniejsze niż ich treść i jest to z oczywistych względów zrozumiałe. Trudno byłoby w tej sytuacji bronić poglądu, że udostępnienie imion i nazwisk osób w rozważanej sytuacji stanowiłoby ograniczenie w zakresie korzystania z konstytucyjnych wolności i praw tych osób (art. 31 ust. 3 i art. 61 ust. 3 Konstytucji RP). W konsekwencji należy zatem przyjąć, że ujawnienie imion i nazwisk osób zawierających umowy cywilnoprawne z jednostką samorządu terytorialnego nie narusza prawa do prywatności tych osób, o którym mowa w art. 5 ust. 2 u.d.i.p.”.
Ujawnienie imion i nazwisk nie narusza, zdaniem Sądu Najwyższego, prywatności osób będących kontrahentami, zatem nie ma przesłanek do odmawiania udostępnienia tych informacji publicznych.
Dzięki temu wyrokowi rozpoczął się oddolny, obywatelski ruch na rzecz publikowania informacji o zawieranych umowach cywilnoprawnych, związanych z wydatkowaniem środków publicznych – Inspirująca moc jednego wyroku sądowego oraz Publiczny Rejestr Umów. Argumenty podniesione przez SN znajdują także wyraz w działalności sądów administracyjnych. Przykładem może być wyrok Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego w Szczecinie z dnia 30 października 2014 r, sygn. akt II SA/Sz 502/14. W jego rezultacie prezydent Szczecina publikuje rejestr umów wraz z podaniem imienia i nazwiska kontrahenta, który jest osobą fizyczną, nieprowadzącą działalności gospodarczej, przed czym wcześniej się wzbraniał.
Jawne i dostępne rejestry umów obudziły obywatelskiego ducha w wielu ludziach. Z jednej strony zaczynają oni wnioskować o opublikowanie rejestrów umów w różnych jednostkach samorządu terytorialnego i urzędach, a z drugiej strony analizują zawarte tam informacje, kontrolując tym samym działalność organów władzy publicznej.
Kontrola obywatela w Sądzie Najwyższym
Obywatele zaczęli od kontrolowania najbliższych im instytucji, czyli tych, których działalność najbardziej wpływa na ich życie, zwłaszcza samorządu gminy. Kontrola obywatelska zaczęła dosięgać kolejnych podmiotów zobowiązanych – urzędów centralnych, ministerstw, w końcu sądów i prokuratur. W wyniku tej naturalnej tendencji, dotarła do Sądu Najwyższego.
Fundacja ePaństwo zwróciła się do I Prezesa Sądu Najwyższego o udostępnienie umów cywilnoprawnych, które Sąd Najwyższy zawarł z komercyjnymi wydawnictwami. Sprawa jest szerzej opisana w serwisie prawo.vagla.pl Fundacja ePaństwo właśnie wygrała dwie sprawy przed NSA – obie przeciwko I Prezesowi Sądu Najwyższego. Chodziło o dwie sprawy sądowe, które były konsekwencją odmowy udostępnienia przez Sąd Najwyższy informacji, o które się zwrócono. Decyzje I Prezesa SN zostały uchylone przez Wojewódzki Sąd Administracyjny w Warszawie (wyroki WSA w Warszawie z 10 stycznia 2012 r., sygn.: II SA/Wa 2257/11 oraz sygn. II SA/Wa 2259/11). Sąd Najwyższy nie zgodził się z rozstrzygnięciem, więc złożył w obydwu sprawach skargi kasacyjne. W obydwu przegrał (wyrok NSA z 11 września 2012 r., sygn.: I OSK 903/12 oraz wyrok NSA z 11 września 2012 r., sygn. I OSK 916/12). Poza tym w Sądzie Najwyższym pojawiła się m. in. kwestia umów z sędziami (wyrok WSA w Warszawie z 23 stycznia 2015 r., sygn. akt II SA/Wa 1669/14).
Kwestia umów zawieranych przez Sąd Najwyższy powróciła w 2015 r. i miała związek z niżej opisanym wnioskiem I Prezesa Sądu Najwyższego do Trybunału Konstytucyjnego o zbadanie zgodności z Konstytucją RP przepisów ustawy o dostępie do informacji publicznej. Obywatele przypatrujący się tej sprawie dostrzegli, że nowa wersja wniosku, będąca efektem zmodyfikowania jego treści i uporządkowania podnoszonych kwestii, została złożona na papierze firmowym kancelarii prof. Marka Chmaja. Sąd Najwyższy stoi na stanowisku, że umowa, którą zawarł z prawnikiem, nie stanowi informacji publicznej. Obywatele kwestionują to stanowisko (sprawy toczą się pod sygnaturami: II SAB/Wa 512/15 oraz II SAB/Wa 513/15, czekamy na wyrok).
Emocje wzięły górę – historia wniosku do Trybunału Konstytucyjnego
W listopadzie 2013 r. do Trybunału wpłynął wniosek o zbadanie zgodności z Konstytucją RP wielu obowiązujących przepisów, w znaczącej części przepisów ustawy o dostępie do informacji publicznej.
Pierwsza część wniosku dotyczyła zakwestionowana przepisów rozwiązujących kwestię współistnienia dwóch praw człowieka – prawa do informacji publicznej i prawa do prywatności. We wniosku stwierdzono, że obecne regulacje nie chronią odpowiednio prywatności osób fizycznych.
Druga grupa zarzutów dotyczy niektórych elementów procedury dostępu do informacji publicznej i wydaje się, że są to bardziej postulaty de lege ferenda, które nie powinny być przedmiotem wniosku o stwierdzenie niekonstytucyjności m. in. przepisów ustawy o dostępie do informacji publicznej, a raczej naukowej oraz parlamentarnej debaty. Pominięto również w tej części rozważania nad szerszym dorobkiem doktryny, czy orzecznictwa (np. uchwały NSA z 9 grudnia 2013 r. w sprawach o sygn. akt I OPS 7/13; I OPS 8/13), które mogłyby rozwiać część wątpliwości autorów wniosku. Wydaje się, że brakuje również szerszego spojrzenia na kwestie odpowiedzialności karnej wskazanej w ustawie o dostępie do informacji publicznej. Wystarczyło przejrzeć dorobek sądów powszechnych, aby uznać, że dosyć dobrze radzą sobie z określaniem tej odpowiedzialności i w zasadzie postępowania te mają wymiar dużej szkodliwości – tzn. uporczywego nieudostępnienia informacji publicznej w sytuacjach w zasadzie bezspornych, co do samego obowiązku jej udostępniania (z naszych danych wynika, że w pierwszych 10 latach obowiązywania ustawy o dostępie do informacji publicznej zapadły 3 wyroki na podstawie karnego przepisu art. 23 tejże ustawy).
W końcu, we wniosku znaleźć można zarzuty wobec Prawa o postępowaniu przed sądami administracyjnymi (ustawa, które reguluje tryb postępowania przed sądami administracyjnymi). Obecnie procedura jest przyjazna dla obywateli, gdyż sąd może zbadać legalność działania danego organu w danym zakresie nawet wówczas, gdy skarżący nie uwzględnił tego we wniosku. Sprowadza się to do założenia, że zadaniem wojewódzkich sądów administracyjnych nie jest tylko i wyłącznie rozpatrywanie skarg, ale sądowa kontrola legalności działania państwa. We wniosku zakwestionowano taki stan rzeczy.
W uzasadnieniu tego zarzutu pojawiały się m. in. takie kwestie:
W listopadzie 2014 r. do TK wpływa pismo procesowe Sądu Najwyższego, w którym jego nowo ustanowiony pełnomocnik – prof. Marek Chmaj – wycofał sporą część zarzutów oraz uporządkował pozostałe.
Przede wszystkim wycofano zarzuty dotyczące Prawa o postępowaniu przed sądami administracyjnymi. Pozostawiono przepisy dotyczące związku jawności z prywatnością oraz procedury dostępu do informacji publicznej.
W tekście Kolejne wątpliwości związane z wnioskiem I prezesa Sądu Najwyższego do Trybunału Konstytucyjnego wskazujemy na podnoszone wątpliwości, związane z reprezentowaniem SN przed Trybunałem Konstytucyjnym.
O tym, co obraził się na jawność
Patrząc na same przepisy ustawy o dostępie do informacji publicznej można mieć wrażenie, że z jawnością jest u nas dobrze. Jednakże ustawa o dostępie do informacji jest wypaczana przez praktykę administracji publicznej. Z naszego 11-letniego doświadczenia wynika, że cokolwiek by się nie wymyśliło, administracja znajdzie sposób, aby nie udostępnić informacji. Nie jest dobrze, że SN także idzie w tę stronę.
Wygląda na to, iż w sprawie opisanego wniosku do TK nie chodzi o spór prawny, przecież wiele wyroków sądów rozwiązuje podniesione problemy, w tym sam SN potrafił rozstrzygnąć niektóre kwestie związane z dostępem do informacji publicznej. Przypuszczamy, że to po prostu brak woli poddania się przez SN kontroli obywatelskiej, co dysyć dobitnie pokazują – w gruncie rzeczy oczywiste – sprawy obywateli, które toczą z Sądem Najwyższym.
Inną rzeczą jest to, że brakuje autorytetów, które stanęłyby w obronie prawa do informacji publicznej. Duży żal można mieć do nauki, gdyż brakuje głosu krytycznego do tego postępowania. Idealnie byłoby, gdyby to najwyższe organy sądownicze stały na straży prawa do informacji publicznej. Jednakże opisane wyżej sprawy źle wpływają na zaufanie obywateli do SN. Widzimy to po licznych zapytaniach i dyskusjach wokół spraw związanych z SN, którego postępowanie dla przeciętnie zorientowanego obywatela jest niezrozumiałe i zaskakujące. To chyba jest wycinek szerszego problemu, którym jest traktowanie po macoszemu praw człowieka w Polsce.
„Sąd Najwyższy, ale nie najmądrzejszy w kwestii dostępu do informacji publicznej” – w ten publicystyczny sposób podsumowujemy problem SN z jawnością.
Chcesz, aby Twoje prawa były chronione, a politycy mądrze wydawali Twoje pieniądze?
Wspieraj nas lub włącz się w nasze działania
Komentarze 0
Dodaj komentarz